Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi mavic z miasteczka Łódź. Mam przejechane 94392.51 kilometrów w tym 12839.43 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 17.66 km/h i się tym wcale nie chwalę bo nie mam czym
Więcej o mnie.

2021
button stats bikestats.pl
2020
button stats bikestats.pl
2019
button stats bikestats.pl
2018
button stats bikestats.pl
2017
button stats bikestats.pl
2016
button stats bikestats.pl
2015
button stats bikestats.pl
2014
button stats bikestats.pl
2013
button stats bikestats.pl
2012
button stats bikestats.pl
2011
button stats bikestats.pl
2010
button stats bikestats.pl
2009
button stats bikestats.pl
2008
button stats bikestats.pl

Archiwum bloga


Wpisy archiwalne w kategorii

author

Dystans całkowity:31198.36 km (w terenie 9748.33 km; 31.25%)
Czas w ruchu:1846:19
Średnia prędkość:16.75 km/h
Maksymalna prędkość:75.90 km/h
Liczba aktywności:589
Średnio na aktywność:52.97 km i 3h 08m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
13.94 km 0.00 km teren
00:41 h 20.40 km/h

Piątek, 23 marca 2012 | Komentarze 3

Pierwszy raz w tym roku wyciągnąłem Authora. Sezon startowy się szybko zbliża a ja ostatnio jechałem nim Wyścig Niepodległości. Formy nie ma i nie wiem kiedy się pojawi :/
No cóż.

Mural na Kościuszki.

Rowerek z kozią sierścią.. strzyżoną.. farbowaną..


Niestety to nie ostre tylko singiel torpedo.

Maxbike





Efekt halo :P

Kategoria author


Dane wyjazdu:
35.31 km 20.00 km teren
01:36 h 22.07 km/h

Piątek, 11 listopada 2011 | Komentarze 1

Wyścig o zapalenie płuc
Kolejny raz już wystartowałem w Wyścigu Niepodległości. Nie chciałem wygrywać głównej nagrody (zapalenia płuc) więc założyłem sobie, że nie jadę na maxa. Co roku jest to jedna z lepszych imprez w sezonie ale tym razem organizatorzy podnieśli poprzeczkę zarówno co do trudności trasy jak i samej organizacji.
Dość zimne powietrze i wiatr szybko wychładzały, na szczęście niebo było bezchmurne.
Wystartowaliśmy. Na 12km trasie musiało być szybkie tempo. Po 500m czołówka odjeżdża a ja próbuję złapać rytm. Na drugim okrążeniu zadyszka robi swoje i ból gardła jest nie do zniesienia. Później uspokajam tempo i jest o wiele lepiej. W odległości 50-100m przede mną jedzie Bartek i tak przez 5 okrążeń nie mogłem nic z tym zrobić i choć trochę go dogonić. Na mecie silny ból płuc jak zawsze na tym wyścigu ;)
W sumie nie wiem czy bardziej pojechałem do Arturówka na wyścig czy dla możliwości fotografowania..













Zdjęcia od Arka.

Kategoria author, rajdy, zawody


Dane wyjazdu:
75.70 km 35.00 km teren
02:58 h 25.52 km/h

Niedziela, 9 października 2011 | Komentarze 1

VI Nieoficjalny Maraton CykloManiaka
W czwartek odebrałem koło z serwisu ale wczoraj dopiero zamontowałem koło i się okazało że nie działa. Zaciąga mi łańcuch i nic się nie da zrobić. Zabrałem się więc sam za serwis. Na szczęście miałem starą piastę Deore. Przełożyłem tylko zapadki bo nowe miały troszkę inny kształt. Jeszcze tylko zalepienie opony i dętki i rower gotowy do maratonu.
Pomimo niskiej temperatury na starcie w Barze pod Modrzewiem stawiło się ponad 40 osób. Jak na nieoficjalny maraton przystało. Nie było wpisowego, numerów startowych, no i oznaczonej trasy.
Ruszyliśmy. Po 3 km asfaltu rozpoczął się start ostry. Na początku zbytnio się nie spieszyłem aż zobaczyłem na horyzoncie Filipa w okolicy punktu widokowego. Wyprzedziłem go i w tym momencie wyleciał mi jeden z bidonów. Wróciłem się ale w tym czasie dogoniła mnie następna grupka. Musiałem mocno się nakręcić żeby odzyskać przewagę. W końcu udało mi się dogonić Filipa i (chyba) Krzyśka i usiąść im na koło. Choć ledwie nadążałem. Bardzo sporadycznie dawaliśmy zmiany Krzyśkowi i tak prawie do jechaliśmy do mety. 5km przed finiszem urwaliśmy Filipa. Ukończyłem chyba na 8 pozycji. Pierwsza trójka bez niespodzianej. Maniek, Ziółek i Kamień.
Posiedzieliśmy trochę w oczekiwaniu na resztę zawodników i dekoracje i rozjechaliśmy się do domów.
Podsumowując trasa bardzo fajna z lekkimi modyfikacjami w porównaniu do poprzednich lat. Przez całą drogę dość dobrze mi się jechało. Ale dawno się nie ścigałem więc czasami miałem problem z zadyszką ale z wyniku jestem zadowolony.
Trasa miała ok 53km
Maniek zrobił ten dystans w 2:01

Jedna fotka w wąwozie od Arka

Illusion reaktywacja
&feature=related
Byliście na wyborach?
Kategoria author, rajdy, zawody


Dane wyjazdu:
3.47 km 0.50 km teren
00:11 h 18.93 km/h

Niedziela, 2 października 2011 | Komentarze 1

Odyseja Ponidziańska - koniec przygody
Rano długo trzeba było motywować Anię żeby w ogóle wsiadła na rower. W końcu w ostatniej chwili zdążyliśmy się przygotować, dostaliśmy mapy, maznęliśmy kilka kresek na mapie którędy jechać i ruszyliśmy ze wszystkimi zawodnikami. Od początku mocno cisnąłem z podpiętą Ani ana holu. Zaczął się pierwszy podjazd po kamieniach. Zrzuciłem na 1:1 i zacząłem wszystkich wyprzedzać po czym usłyszałem trzask w piaście. No i to na tyle. Właściwie nie ma już o czym pisać ale jest jeszcze trochę miejsca to je wypełnię bo nawet zdjęć dzisiaj żadnych nie zrobiłem.
Szybko zacząłem dzwonić do Tomalosa. W końcu odebrał i tez stwierdził, że dalej nie jedzie bo go kolano boli. Głupio tak wracać bez punktu więc trochę błądząc zdobywam z Anią jeden punkt pieszo. Na punkcie Tomasz zdążył już zmarznąć czekając na nas. Wróciliśmy sobie niespiesznie. Tym razem ja miałem okazję być holowany :) Na mecie ktoś nas ubiegł wracając z jednym punktem wcześniej..
Spakowaliśmy się szybko i wróciliśmy do Łodzi.

Dane wyjazdu:
124.98 km 25.00 km teren
06:52 h 18.20 km/h

Sobota, 1 października 2011 | Komentarze 3

Odyseja Ponidziańska - walka z czasem
Kilka razy startowałem już w Odysei i mniej więcej wiem czego się można spodziewać po tych zawodach. Tym razem startowałem jednak w kat. mix więc zadanie było trochę utrudnione. Głównym powodem była forma Ani bo kilka dni w górach pozwoliło co prawda nabrać pewności i techniki ale nie poprawiło zbytnio formy. Od początku więc miałem plan na wzór rajdów przygodowych przygotować hol do ciągnięcia. Niestety za mapnik jak i za konstruowanie holu zabrałem się w dzień wyjazdu więc nie starczyło czasu na jakiekolwiek testy.
Po powolnych przygotowaniach. Dostaliśmy w końcu mapy. Postanowiłem tym razem dokładnie rozrysować warianty planowanego przejazdu. Ruszyliśmy 5 min po starcie gdy już praktycznie wszyscy pojechali. Zaraz na początku zaczęliśmy testować hol. Ania się na początku trochę bała na zakrętach i w terenie więc co chwila się z niego wypinała. Pierwsze nasze punkty czyli PK 14 i 13 zaliczyliśmy bez najmniejszego problemu. Następnie dłuższy przelot pod wiatr. Przy 12 pojawił się problem w postaci piachu ale dało się jechać. Na 11 ciekawy dojazd do punktu wąwozem i szybki powrót do asfaltu. Do 10 kierujemy się północnym wariantem asfaltowym na mapie oznaczonym jako szutrówka. Niestety w lesie mapa trochę nie gra i nie wstrzeliwujemy się we właściwą przecinkę. Wybieramy inną drogę po drodze spotykając zawodnika na poziomce któremu mówię, że na pewno jesteśmy we wskazanym miejscu. Koleś mi chyba nie uwierzył bo nie pojechał z nami. Jego strata do punktu było 500m. Od punktu szybki zjazd wąwozem do asfaltu. tutaj wybraliśmy trochę dłuższą drogę żeby na równej nawierzchni spokojnie posilić się batonikami. 7 - figurka przy lessowym wąwozie zdobyta bez problemu choć zjeżdżając w dół od pyłu nic nie było widać. Jadąc na 4 przegapiamy zjazd z asfaltu w Zagorzycach. Przez co musimy okrążyć trochę asfaltem. Spotykamy przy następnym zjeździe ekipę Cyklomaniaka i chwilę razem z nimi robimy podjazd. Na końcu trochę za mocno pocisnąłem bo odezwały się problemy z bębenkiem. Na szczęście nic groźnego trochę coś tam pohałasowało ale dało się jechać. 4 o mało nie przegapiam goniąc Cyklomaniaków, po drodze spotykam też Piotrka który jedzie w odwrotnym kierunku. Tutaj zaczęliśmy się trochę spinać, że w 1,5 godziny nie dojedziemy do PK 5. Niby dużo czasu ale po drodze musimy zaliczyć 3 inne punkty. 3 atakujemy trochę za wcześnie co kosztuje nas ponad 5 min biegania po lesie. Na szczęście później naprawiamy błąd ale chwilę się motamy nie mogąc się zdecydować którędy dalej jechać. Wybieramy drogę na Orkanów. Dojazd na 2 wąwozikiem w dół. Drogę tą trzeba było powtórzyć także pod górkę. Na 1 (punkt żywieniowy) napełniamy bidony bo akurat wszystkie zapasy się skończyły. Łapiemy po bułce na drogę i ciśniemy na 5. W Stradowie zostawiam Anię i sam zdobywam punkt (2 min po czasie ale zdążyłem) Czekam na Anię ok 10 min po czym następne 10 min jemy kanapki. W końcu mamy spory zapas ( 45min) do następnego punktu. Przy 6 nieoczekiwanie skręcamy z właściwej ścieżki tracąc kilka min, po drodze łapię glebę przez kierę ale mapnikowi nic się nie dzieje. Równo o 16 podbijam kartę. Do końca 2 godziny i 2 punkty, później jeszcze ponad 10km do mety. Zadanie wykonalne pod warunkiem, że nie będziemy zwalniać i popełniać błędów. Na 8 jedziemy jak po sznurku. Ja z niepokojem od ostatnich 15 kilometrów wypatruję sklepu żeby zaopatrzyć się w jakieś płyny ale bezskutecznie. Czuję, że niedługo będę miał skurcze. Z Winiar jedziemy dłuższym (kilkukilometrowym) przelotem gruntową drogą. Ania ma kryzys, nie chce nawet na holu być ciągnięta. Jakoś udaje nam się pokonać ten odcinek. Na 9 zajeżdżam ze złej strony, niepotrzebnie zjeżdżając do stacji przy "Dolinie "Nidy" Trochę się kręcę przy jeziorkach i pytam ludzi o punkt. W końcu podbijam. Mam 11km do mety i 32 min. Ania się podpina pod hol i naciskam coraz mocniej na pedały. Do Bogucic nie schodząc poniżej 30km/h. Tam w końcu jest upragniony sklep. Ania kieruje się do Pińczowa a ja prawie opróżniam litrową colę. Od razu odzyskałem siły. Doganiam Anię za Pasturką nie schodząc poniżej 35km/h. Na mecie jesteśmy 4 min przed zamknięciem. Uff udało się! :)
Biorąc pod uwagę, że dotychczasowy rekord Ania wynosił jakieś 70 km, to podwojenie tego wyniku w takim tempie musiało ją wiele kosztować. Pomogłem jej w tym co nieco ale pomimo tego że po 80 kilometrach była nieżywa ze zmęczenia dojechała do celu.
Ukończyliśmy na 5/13 miejscu. Ze stratą ok 20 min do 3 miejsca na które liczyłem. No ale jest jeszcze jest jeszcze jutro, nadrobimy!
Później prysznic, obiad i kiełbaski z grilla.

Mapnik zaprojektowałem dla Ani ale okazał się trochę za wysoki. A mnie w sumie lepiej odpowiada.

rurka do przewodów + 3 zipy + ekspander = hol ;)

Śniadanie nad jeziorkiem ... :)


Godzina do startu a Ania śpi. No nic, w końcu przyjechaliśmy tu przecież odpocząć.

Tomasz walczy ze zmianą łańcucha na nowy.. a następnie znowu na stary..


Cel na dziś objechać "Bułgarskie Centrum" :P


Vmax 61,2 km/h

Dane wyjazdu:
76.12 km 30.00 km teren
03:38 h 20.95 km/h

Sobota, 24 września 2011 | Komentarze 0

Rekreacyjny objazd nieoficjalnego łódzkiego maratonu
Chyba po raz pierwszy się zdarzyło, że nie było szarpania i praktycznie ok. 30 osobową grupką dojechaliśmy do końca. Tempo było spokojne ale czekaliśmy trochę na maruderów. Wspaniała pogoda ok 20 stopni do tego bezchmurne niebo pozwoliło w pełni cieszyć się trasą. Dawno nie padało więc było sporo kurzu. Przy końcówce złapałem kapcia i spacerowym tempem potoczyliśmy się w stronę Kaloryfera w kilka osób.
Wszystkich którzy zainteresowani są startem w maratonie 9.10 odsyłam na stronę organizatorów - Cyklomaniak
V max 59km/h
Kategoria author


Dane wyjazdu:
29.63 km 10.00 km teren
01:34 h 18.91 km/h

Piątek, 16 września 2011 | Komentarze 0

Nad Bobrem
Pojechaliśmy z Anią i Mariolą nad Jezioro Pilchowickie skąd wróciłem rowerem. Niestety, ruszyłem o 17 i już było zimno więc nie pojechałem zaplanowana trasą. Do tego miałem mało dokładną mapę a i drogi też gdzieś znikały, że musiałem po polach i łąkach się włóczyć ale i tak było fajnie. Trochę jazdy po górkach i forma widocznie wzrosła na prostej bez problemu mogłem utrzymać prędkość 40km/h a lekko pod górkę 30km/h



Drogi się skończyły i trzeba było jeździć po bezkresnych polach.





Zachód słońca jak zawsze ładny.


Vmax 74 km/h

Dane wyjazdu:
19.29 km 17.00 km teren
02:00 h 9.64 km/h

Czwartek, 15 września 2011 | Komentarze 0

Boguszów Gorce - esencja gór
Wczoraj wróciliśmy z Czech do Trzcińska. Dziś wybraliśmy się w okolice Wałbrzycha do Boguszowa. Po raz pierwszy miałem problemy z nawigacją, mapa jakaś niedokładna ale pojechaliśmy to co zaplanowaliśmy. Bardzo ostre i kamieniste podjazdy przeplatały się z ładnymi szutrówkami. Ania zrobiła bardzo duże postępy. Choć na początku wycieczki miała kryzys na podjeździe:
Jak ktoś mnie zapyta jaki mam rower to co odpowiem?
Że mam taki na którego nie umiem wsiąść!?!
Na końcu trasy był stromy i dość kamienisty zjazd. Pokonała go bez większych problemów.











Mój but nie wytrzymał wnoszenia roweru po kamienistej ścieżce.


Wałbrzych



Vmax 45km/h

Dane wyjazdu:
31.30 km 15.00 km teren
02:40 h 11.74 km/h

Środa, 14 września 2011 | Komentarze 1

Czeskie atrakcje
Dzisiaj zaczęliśmy od 600m podjazdu w pionie. Poszło sprawnie. Ania zrobiła duże postępy. Na górze nie było zbyt wielu podjazdów w dodatku większość przejechaliśmy asfaltami podziwiając tylko widoki. Na koniec zaplanowałem zjazd równoległy do tego którym podjeżdżaliśmy jednak z mapy wynikało, że będzie trudniejszy. Na początku miałem wątpliwości czy Ania da radę bo robiło się coraz trudniej w wielu miejscach ja też musiałem schodzić z roweru. Na szczęście później kamienie zmalały i wszystko było do zjechania. Ania w wielu miejscach się wahała więc byłem jej trenerem i pokazywałem jak pokonać dany odcinek. Najlepszy i najciekawszy z wszystkich dni jazdy. Naprawdę było super :)











Znajdź czerwonego Citroena C 15.


Vmax 61 km/h

Dane wyjazdu:
24.34 km 0.00 km teren
02:06 h 11.59 km/h

Wtorek, 13 września 2011 | Komentarze 0

Czeskie górki - Hejnice
Wczoraj spojrzeliśmy na mapę i okolice Hejnic wydały nam się ciekawe. Blisko granicy więc szybko tam dotarliśmy. Nie chcieliśmy ryzykować jeżdżąc po większych przełęczach samochodem żeby znowu się coś nie popsuło. Ulokowaliśmy się blisko miasteczka na polanie przy zalesionej górce. Z dnia na dzień staraliśmy się zbierać się coraz wcześniej ale nie wychodziło nam to zbyt dobrze. Ale pół godziny to też coś. Do wytoczenia się z samochodu zniechęcał poranny chłód.
Dzisiaj miała być bardziej lajtowa wycieczka. Przez pierwsze kilka kilometrów rzeczywiście tak było pięknym szlakiem rowerowym prawie płaskim podjazdem dostaliśmy się do przełęczy ale później zaczęły się schody. Dosłownie, trzeba było wnosić rowery na plecach ale zjazd to wynagrodził. Wcześniej skończyliśmy jeździć by później ruszyć w stromsze górki z buta, niestety zbyt długo delektowaliśmy się bramboraczkami z krokietami i piwem. Na góry nie starczyło czasu.









Jedzonko :)